Czasem słońce, czasem deszcz


A ostatnio również śnieg. 
Ogólnie nie przepadam za zimą, najchętniej zapadłabym wtedy w głęboki zimowy sen. Widok białego puchu, choć tak piękny na zdjęciach, nie jest dla mnie niczym fajnym. Jedyne pozytywne aspekty zimy to możliwość spędzania wieczorów w stylu 3 x K (kot, koc, kakao) oraz święta.
Choć w tym roku to drugie wzbudza we mnie bardziej niepokój niż radość. Nie wiem jak to będzie, ponieważ nie wszystko jest tak, jak miałam nadzieję, że będzie.

W ostatnim czasie zauważyłam, że dość krytycznie oceniam ludzi wokół siebie. Nie potrafię wygonić tych myśli z mojej głowy. Basia jest leniem śmierdzącym i w wieku 27 lat nie podjęła jeszcze ani jednej w życiu pracy, mimo że swoją edukację skończyła na liceum, Kasia wiecznie wylewa swoje żale na facebooku i uważa, że jest przez to fajna, Edyta chwali się jak po zerwaniu z Jankiem jest znów szczęśliwa i co chwila wrzuca zdjęcia z innym, żeby udowodnić, że może mieć każdego (a nadal nie wyleczyła się z miłości do Janka), a Beata zalewa kanały społecznościowe zdjęciami swoich córek Dżesiki, Wiwjen i Elif (przynajmniej po 5 dziennie) tak jak by urodzenie dzieci było aktem Bóg wie jakiego bohaterstwa [wszystkie imiona są zmienione]. Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, które w jakikolwiek sposób cenię. No dobra, przegięłam, może nie na palcach jednej ręki, ale serio takich osób jest aktualnie niewiele.
Ale żeby nie było, że jetem czepliwą jędzą - w samej sobie widzę o wiele więcej wad, wielu z nich nie potrafię poprawić, kilka z nich mnie przerasta, a niektóre są częścią mnie i nie da się nic z tym zrobić. I sama siebie przez to nie lubię i nie akceptuję.

Zauważyłam, że odsuwam się od najbliższych i tracę do nich zaufanie. Nie wiem już co jest prawdą, a co bajką. Nawet jeśli kłamstwo dotyczy błahostki, która na przestrzeni tygodnia nie będzie miała już żadnego znaczenia, to trudno mi jest uwierzyć w prawdziwość tego, co wiąże się z poważniejszymi sprawami. Czy to kiedyś byłam zbyt naiwna i bezsensownie ufałam, czy to teraz niepotrzebnie doszukuję się drugiego dna tam gdzie go nie ma? 

Zabawne jest dla mnie też to, jak łatwo jest nagle zerwać kontakt z kimś, z kim trzymało się przez całe studia. Ot tak, praktycznie z dnia na dzień. Jednego dnia kumpelki, a drugiego nieznajome. Każdy ma swoje sprawy, swoje życie i swoje problemy. A jednak smutno jest człowiekowi, kiedy zdaje sobie sprawę, że dla kogoś nic już nie znaczy.

Temat mojego przekwalifikowania się póki co nadal aktualny. Próbuję, robię, piszę, kodzę… Na razie bez efektów w postaci zatrudnienia. Mam już na swoim koncie kilka projektów rekrutacyjnych, czekam na odpowiedź jednej firmy. Wydaje mi się, że do tej pory poszło mi dobrze.


Kilka dni temu byłam na corocznej kontroli stymulatora. Znów odnotowali częstoskurcze, których nie było od 4 lat. Są to dość regularne, ale krótkie epizody, które póki co na szczęście nie kwalifikują mnie do położenia na oddział ani do kolejnej ablacji. Ale co będzie za pół roku, rok, 5 lat - tego nie wiem. Nie wiadomo też, czy to odnawia się usunięta wada, czy powstaje nowa. A może była tam cały czas niezauważona wcześniej, bo przecież ablacja była bardzo obszerna, więc nie trudno coś pominąć.

Od ponad 2 tygodni jestem chora. Dopadł mnie jakiś wredny wirus, który w zasadzie objawia się tylko koszmarnym kaszlem, zawalonymi zatokami i bardzo niską tolerancją na ruch - męczę się przy głupim wejściu po schodach na 3 piętro. Antybiotyk i steryd wziewny pomógł mi na 2 dni. Liczę na to, że do piątku mi przejdzie, bo mamy zaplanowany weekend w Berlinie.
Jeszcze nigdy nie byłam w Niemczech (nie licząc przesiadek na lotnisku, ale to się nie liczy). Planujemy raczej bardziej relaks niż zwiedzanie, choć na pewno kilka tych sztandarowych punktów odwiedzimy. Nie mogę się też doczekać odwiedzenia targów świątecznych, które podobno w Berlinie są na prawdę rewelacyjne. 
No i z pewnością chcę spróbować niemieckiego wursta, podobno najlepsze w całej Europie ;)
Przez te 3 dni zapewne dieta pójdzie w las. A do tej pory szło mi bardzo dobrze, bo od listopada zeszłego roku (czyli w zasadzie od porodu) schudłam 18kg. Póki co nie wiem, czy mieszczę się w swoją sylwestrową kieckę (trochę boję się sprawdzać), ale mam w sumie cały grudzień na to, żeby jeszcze trochę zejść z wagi. 
Trzymajcie kciuki, zwłaszcza, że póki co przez moją chorobę musiałam zrezygnować z basenu i siłowni :(

W tym roku na mikołajki prezent kupowałam sobie sama. Przyszedł nieco wcześniej i jest cudownie koci. Wszystko jest handmade zamawiane na etsach. 



Na poprawę swojego własnego nastroju idę znów w DIY. Kilka prezentów pod choinkę dla rodziny zdecydowałam się zrobić sama. Nimi oczywiście nie pochwalę się na blogu, bo nie chcę w razie co nikomu psuć niespodzianki. Mogę się za to pochwalić kominami na szyję, które robiłam dla naszych Secret Santa Exchange. Kominy z dresówki są świetne, chyba będę musiała pozamawiać więcej dresów, bo nie dość, że świetnie się z nich szyje, to efekty są na prawdę rewelacyjne.


Zaliczyłam też swoje pierwsze ombre na paznokciach. Póki co tradycyjnie z gąbeczką, ale planuję zrobić też próbę areografem. Mój mąż zamówił sobie do malowania figurek do Warhammera i muszę przyznać, że to urządzenie to fajna sprawa. Jak w końcu przysiądę i wypróbuję, to pochwalę Wam się efektem.


Powoli zaczynamy już przygotowania świąteczne. Rozwiesiliśmy w mieszkaniu i na balkonie lampki. Kupiliśmy także cotton balls. Wyglądają prześlicznie.


Doszłam do wniosku, że chciałabym zrobić własne, powoli zaczynam zamawiać produkty i po powrocie z Berlina zapewne razem z mężem zrobimy je wspólnie. To będzie taki substytut tradycyjnych dawnych przygotowań do świąt, jakie były u mnie w domu kiedy byłam mała :) Wtedy zawsze wszystko robiliśmy sami razem z moimi braćmi ciotecznymi - łańcuchy na choinkę, bombki i ozdoby z papieru. To były piękne chwile. 

Jeszcze nie mamy choinki, chociaż widziałam już pierwsze w sprzedaży. Kupimy, jak tylko wrócimy z wycieczki. W tym roku chcemy malutką choineczkę, która stanie wysoko na lodówce. Tak będzie bezpieczniej, podejrzewam, że drzewko wzbudzi spore zainteresowanie. I tak przy kotach mamy co roku plastikowe ozdoby, ale przy Majce - bałabym się, że pogryzie lampki (a jeszcze póki co wszystko co nowe najpierw ląduje w buzi), albo połknie jakiś mały element. Więc póki co im wyżej tym lepiej :) Majka co dzień zdobywa nowe umiejętności. Aktualnie nauczyła się otwierać pudełko z kocimi chrupkami, koty są niepocieszone, bo małe, już nie tak bardzo łyse i wrzeszczące wyjada im kolację jak nie przyuważę :D



Zaliczyliśmy już w tym roku spacer po Starówce. Jak zawsze ulice są pięknie oświetlone, choinka jeszcze ładniejsza niż rok temu. Zimno jak zawsze ;) Przy okazji wstąpiliśmy na chwilkę na kawę i odwiedziliśmy jarmark różności. Na jarmarku co roku to samo, nic nowego, nic unikatowego. Jarmarku nie polecam, ale jeśli jesteście z Warszawy, albo będziecie przy okazji na wycieczce, to przejdźcie się na Stare Miasto po to, żeby zobaczyć piękne świetlne ozdoby :)







18 komentarzy:

  1. Jarmarki w Berlinie są cudowne, moja siostra tam jest co roku, żałuję,że mnie jeszcze tam nie było. Na razie muszę odwiedzić mój gdański, też uroczy :)
    Dużo zdrówka :)
    Cotton ball i u mnie się rozgościł. Powiesiłam na oknie, będą robić za lampki, takie dwa w jednym :)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo to zdrowiej bo Berlin na pewno jest wart odwiedzenia i zobaczenia :)
    Jakie kocie cudności :D Chyba sama coś upoluję bo koty kocham bardzo, zwłaszcza jednego :P
    I najchętniej też bym zapadła w sen zimowy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam w planach kiedyś odwiedzić właśnie jarmark w Berlinie, słyszałam jedynie z opowieści, że to bardzo klimatyczne miejsce :)
    I cóż, sama mam parę takich znajomości, które rozpadły się tuż po studiach. Ciężko było się przestawić, codziennie się widziałyśmy, chodziłyśmy na piwo, wygłupialiśmy się, opowiadaliśmy sobie o swoich problemach. A tu nagle zonk, nie ma... głupio mi było pisać wciąż sms'y, mimo, że zwykle była na nie odpowiedź. Tylko w pewnym momencie zaczęłam wychodzić z założenia, że kurcze... dlaczego ja mam się tylko starać? To nie było obustronne. I upadło. A szkoda.
    I genialny masz pierścionek z kotem :D
    Dużo zdrówka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja chciałabym się kiedyś do Berlina wybrać, choć niekoniecznie musi to być jarmark :) Zimą na pewno chciałabym odwiedzić Sztokholm!

    Im jestem starsza, tym wiem lepiej, że warto przejmować się tylko kilkoma znajomościami w życiu. Szkoda jednak, że tak Ci się urwał kontakt :( Ja miałam dwa podobne przypadki z "BFF" po gimnazjum i liceum. 3 lata najlepsze koleżanki, a potem inne wybory i wszystko się rozmyło.
    Ze studencką paczką na razie jest dobrze :) Może wpływ ma na to płeć moich kolegów :p albo takie rozstania dopiero przed nami (oby nie!).

    Swift? Ciekawy wybór :) Sama zastanawiam się nad przebranżowieniem, ale że poszłam w PM'owanie, Scrumy itd. to ciężko mi znowu uruchomić mózg, siąść i pisać. Ale chyba będę musiała - na razie praca sama się znajduje, ale jednak na ogół na X deweloperów przypada 1-2 osoby od ogarniania, komunikacji, zarządzania itd. więc chciałabym móc zajmować się czymś innym niż tabelki, wykresiki, karteczki etc.

    Trzymam kciuki za zdrowie!

    CB wiszą u nas cały rok :D Ale mam takie szaro-bure, więc akurat pasują do sypialni i dobrze wyglądają niezależnie od pory roku.
    Na choinkę dla mnie jeszcze za wcześnie - na ogół czekam do tego ostatniego tygodnia przed Wigilią i koło 18-20 grudnia zaczynam się rozglądać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Swift ;) W sumie rozważałam, czy iść w Swifra, czy w Javę, ale ostatecznie wybór padł na platformę iOS. Ale nie wykluczam i Androida, w sumie to tylko język, z jednej składni na drugą przestawię się w tydzień ;)

      Usuń
  5. Zakochałam się w zdjęciach <3 Tak świątecznie i rodzinne. Mam zawsze jedną praktykę - najpierw oglądam zdjęcia, a potem czytam xDD I sobie myślę "jeeej, ale fajnie świątecznie", a tu nagle piszesz "nie lubię śniegu" ;((( A ja bardzo lubię śnieg. No trudno i tak cię lubię. Kończenie znajomości jest przykre, szczególnie jak jest tak z dnia na dzień. Ja tak mam ze znajomościami z liceum. Kiedyś psiapsie, teraz nie ma żadnego kontaktu. Bywa i tak, a my musimy się z tym pogodzić. Zazdroszczę kodzenia. Ja jestem analfabetą informatycznym niestety :( Chorobą się na razie nie przejmuj :) Póki co jest dobrze i zapewne tak zostanie! Trzymam za ciebie kciuki we wszystkim :D Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tam śnieg nawet lubię, ale tylko wtedy, jak pada i nie za specjalnie muszę wychodzić z domu :)
    No cóż... w każdej z nas czasem rodzi się jędza, której nic i nikt nie pasuje. Fajnie, że piszesz o tym tak otwarcie. Przeważnie wszyscy się tak idealizują, że aż nawet nie chce się tego czytać.
    Witam w klubie chorych. Też ledwo dyszę, mam mega katar + złamany nos i praktycznie nie mogę oddychać. Masakra.
    Podobają mi się Twoje paznokcie :)
    Iiii... chętnie pojechałabym na taki jarmark :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ma sensu idealizować, marudzę, narzekam i w sumie się tego nie wstydzę :)
      I też zrowiej, bo być chorym na święta to niefajnie!

      Usuń
  7. Ja kocham śnieg a już najbardziej spacer jak sypie śnieg to jest po prostu magia. Kurcze bardzo mi sie podobają te cootton balls są takie śliczne. Ale mój mąż uwaza ze to badziew więc nie wiem. i do tego troche wysoka niestety. zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha, ja ostatnio też jestem do każdego krytycznie nastawiona i coraz mniej osób ma u mnie etykietkę "ważny dla mojego życia". To chyba kwestia wieku i tego, że człowiek hoduje sobie grubszą skórę ;) Co do zimy, to ja ją spędzam na zasadzie 2K i 1P - książka, kawa i pies :) Kota na stanie mi brak, ale za rok już będę miała męża o tym nazwisku ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pies też dobry :) Zwierzaki są przekochane. I zazdroszczę nazwiska Kot, rety chciałabym takie :P

      Usuń
  9. Zdrówka! :D
    Zapraszam :
    unnormall.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Te osądzanie zauważyłam u siebie w głowie ostatnio, póki co cieszę się, że nie wychodzi mi to z gardła. Gdy taka oceniająca myśl wpadnie mi do łepetyny, to wywalam ją jak najszybciej, przecież nie chciałabym, żeby ktoś mnie tak oceniał :D Świetne kocie prezenty sobie sprawiłaś :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie też nie wychodzi poza łepetynę na szczęście ;)

      Usuń
  11. Mam ostatnio trochę podobnie z tym zaufaniem i też nie wiem czy to kwestia wcześniejszej naiwności czy teraźniejszej czepliwości, może gdzieś po środku? Ogólnie jestem osobą, która nie lubi ściemniania. I teraz wychodzę trochę z założenia, że skoro w jakiś nic nieznaczących szczegółach ktoś karmi mnie kłamstwem, to czemu niby miałby tego nie robić w ważniejszych kwestiach, od których dużo zależy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Doszłam ostatnio do wniosku że ludzie zaczynają się sami "odgradzać". W tamtym roku chodź się rzadko gdzieś wychodziło to jednak znajomi sami dawali znać że "żyją" a w tym roku prawie wcale albo tylko z "interesem". Staram się nie oceniać ich zachowań ani ubioru czy życia innych. Ale szlak mnie trafia jak ktoś komentuje moje życie.Czytam właśnie kolejną książkę Louise Hay która pokazuje co robi z człowiekiem ocenianie ludzi, negatywne myślenie czy niska samoocena. I szczerze? Zaczęłam się mniej przejmować zachowaniem ludzi. Niech robią co chcą. To oni marnują swoje życie :) Bardzo polecam ci jej książki. Zdrowia życzę i Wesołych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzieki! I na pewno ogarnę te książki. Którąś konkretną mi polecisz na początek? U mnie ocenianie polega tylko na przemyśleniach, nie obgaduję nikogo za plecami, bo sama tego nie znoszę. Ale i z tym negatywnym myśleniem wreszcie muszę się jakoś uporać :(

      Usuń
  13. Mnie też naszło dziś na refleksje... Jakoś humor nie dopisał, a świąteczny nastrój gdzieś uleciał.
    Zdrówka, zdrówka i zdrówka... miłości, spokoju i odnalezienia marzeń...

    P.S. Cottonbalsy cudowne.

    OdpowiedzUsuń

Instagram