To je Polska…


Jak na ironię piszę w Prima Aprilis, ale mój wpis nie ma nic wspólnego z żartami. No chyba, że jako jeden wielki żart potraktujemy naszą cudowną służbę zdrowia. To by się w sumie zgadzało….
Dlaczego psioczę na NFZ?
Ano dlatego, że dostaję rozbieżne informacje i mimo spędzenia dzisiaj ponad 1,5 godziny w szpitalu (na planowej wizycie) nie załatwiłam kompletnie nic…
Zaczęło się od tego, że ponad 2 lata temu, kiedy byłam wypisywana ze szpitala łaskawi lekarze powiedzieli mi, że jeśli kiedykolwiek zajdę w ciążę nie wolno mi rodzić naturalnie, ponieważ moje serce tego zwyczajnie nie wytrzyma. Tylko i wyłącznie cesarka. Mówię: ok, nie ma problemu, operacje mi nie straszne, to praktycznie rutynowe zabiegi.
Czego się dowiaduję teraz? Otóż nikt mi nie wypisze zaświadczenia o wskazaniach do cesarskiego ciecia, bo nikt nie ma do tego kompetencji…

W punkcie kontroli stymulatorów pracuje lekarz, który przed swoim nazwiskiem nie ma jeszcze wpisanego jakże zaszczytnego tytułu „kardiolog”, więc nic mi nie może wypisać (skończył specjalizację, ale nie ma jeszcze przepracowanej odpowiedniej ilości godzin, żeby taki tytuł otrzymać). Ok, wszystko rozumiem, on nie może, ale na oddziale jest dużo ludzi z tym tytułem, niech załatwia.

Dzwoni więc do zespołu ablacyjnego (pod którego podlegałam w momencie przyjęcia na oddział i który wykonał mi ablację). Zespół ablacyjny mówi natomiast, że oni takiego zaświadczenia nie wystawią, bo po pierwsze oni mnie wyleczyli – nie mam już częstoskurczów, arytmii, tętna dochodzącego do 250 uderzeń na minutę i dodatkowej drogi przewodzenia – tak więc oni swoją „działkę” zakończyli. A po drugie, potem przejął mnie zespół stymulatorowy, ponieważ ablacja była powikłana blokiem (brakiem przewodzenia między komorami, a przedsionkami, co w efekcie skutkowało zatrzymaniem akcji serca), tak więc to oni powinni mi dalej wystawiać jakiekolwiek zaświadczenia i decydować o przebiegu mojego leczenia.

Dzwoni więc tym razem do zespołu stymulatorowego i czego się dowiaduje? Otóż zespół stymulatorowy stwierdza, że rozrusznik sam w sobie nie jest wskazaniem do cesarki (no bo przecież to właśnie dzięki rozrusznikowi jestem wyleczona i mogę normalnie funkcjonować), więc oni mi takiego zaświadczenia nie wypiszą. Wskazaniem do cesarki jest fakt, że mam napadowy blok całkowity i nie mogę rodzić siłami natury. Kazali się więc zgłosić do zespołu ablacyjnego, który takie zaświadczenie ma wypisać.

I tak kółeczko się zamyka, ponieważ nikt nie chce ponieść odpowiedzialności, nikt nie chce podpisać się nazwiskiem. Nie wiem czego się boją, co niby mogłoby się stać…
W każdym razie zostaję „na lodzie” – albo będę ryzykować i rodzić naturalnie, albo wezmę cesarkę na żądanie i zapłacę niemałe pieniądze… Bo raczej nie mam co liczyć na przekonanie ginekologa, żeby mi takie zaświadczenie wypisał ze względu na to, że ginekolog mówi, że się na tym nie zna i potrzebuje konkrety od kardiologa…
Po prostu paranoja….
Nie mam już siły dzisiaj pisać nic więcej, może na dniach…
Na poprawę nastroju Purka :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Instagram