Jeden krok do przodu, dwa do tyłu

Nie miałam pojęcia ile czasu zajmie mi opublikowanie tej notki. Ostatnio mój brak motywacji do czegokolwiek powoduje, że wszystko czego się podejmuję zajmuje mi dużo więcej czasu. A ja chyba nie mam już siły walczyć z samą sobą i zmuszać się, żeby zmieścić się w takich ramach czasowych, jakie zazwyczaj wystarczały. Czasem czuję się, jakbym błądziła gdzieś po omacku. Nie wiem gdzie idę, nie wiem co robię, kręcę się w kółko bez celu.


Dzisiaj może być trochę bez ładu i składu, ale wiecie co najbardziej lubię w moim blogu?
Że jest taki totalnie mój, nic to tu robię nie jest skoncentrowane na pozyskiwaniu czytelników. Piszę tak jak w danym momencie czuję, że potrzebuję. Prowadzę tą stronę tak jak sama lubię, a nie tak jak oczekują tego ode mnie inni.
Tym bardziej się cieszę, kiedy wiem, że tu zaglądacie. Bo mam świadomość, że jesteście tutaj bo lubicie tą część mnie, którą jestem gotowa upublicznić.






Ostatnie wyniki TLI Amai wyszły poniżej normy. Oznacza to, że trzustka znów ma problemy z wytwarzaniem enzymów.


Prześledziłyśmy wspólnie z wetką poprzednie wyniki. Na początku, jak Amaya trafiła do nas, to wartości były mocno poniżej normy. Włączyłyśmy jej wtedy leki i dopóki kicia je przyjmowała, wyniki systematycznie się poprawiały, osiągając w pewnym momencie dolny zakres normy (to był ten moment, kiedy wreszcie można było odstawić leki). Po odstawieniu wartość TLI podskoczyła jeszcze trochę w górę, więc byłam pewna, że nie mam się już czym martwić. Ponieważ TLI mimo wszystko nadal było w dolnej granicy zdecydowałyśmy wspólnie z wetką, że raz do roku trzeba jej powtarzać te badania - na wszelki wypadek. Ostatnie 2 lata Amaya funkcjonowała dobrze bez leków, ale jak się okazuje wartości TLI po jednym pozytywnym skoku w górę miały powolną tendencję spadkową. No i w końcu nastał ten moment, w którym jego wartość wyszła ponownie poza dolną granicę.
Amaya znów wróciła na leki, prawdopodobnie już do końca życia. Udało nam się kupić jej 2 lata bez konieczności faszerowania jej chemią.
Jest mi źle z faktem, że jednak nie udało nam się jej całkiem wyleczyć. Przecież wszystko szło w dobrym kierunku…
Ale z drugiej strony - jej komfort życia nie spadł ani na moment, trzustka nie zdążyła jeszcze dać żadnych dolegliwości, nawrót niewydolności odkryłyśmy podczas kontrolnych badań. Amaya jest szczęśliwa, nic jej nie boli ani nie przeszkadza, nie jest zestresowana; leki wspomagają ją w wytwarzaniu odpowiedniej ilości enzymów, samo ich podawanie też nie jest problemem, bo kotka zjada je w karmie. Może więc nie powinnam traktować tej sytuacji jako osobistej porażki?





Hedwiga nam się przeziębiła. Podejrzewam, że spadek odporności nastąpił w wyniku stresu. Kotka jest z nami od niedawna, wielu rzeczy musiała się nauczyć, kot wbrew pozorom potrzebuje trochę czasu na to, żeby oswoić się z nową sytuacją. Na początku zaczęła tylko trochę kichać, wetka zaleciła nam zacząć podawać wszystkim kotom leki na odporność, ale niestety po 2 kuracjach młoda zaczęła dodatkowo kaszleć. Poszliśmy z nią na kontrolę, ma stwierdzoną drobną infekcję górnych dróg oddechowych. Na wszelki wypadek miała zrobione RTG płuc, ale na szczęście nic się tam nie dzieje. Hedwiga dostała antybiotyk, ale prawdę mówiąc nie widzę żadnej poprawy. Dzisiaj zaczynamy nowe tabletki. Trzymajcie kciuki, żeby te pomogły.






Kocie relacje idą coraz bardziej ku równowadze. Hedwiga nadal gania Misia, ale jakby trochę mniej. Chyba powoli ogarnia, że Misiek nie ma ochoty się z nią bawić.
Z Amayą urządzają gonitwy przez całe mieszkanie, nadal Hedwiga czuje przed nią respekt, ale jednocześnie nie boi się jej.
Z Purką coraz częściej wąchają się noskami, ostatnio razem leżały na moich kolanach. Wspólne kolana z Misiem też mamy już zaliczone.




W ogóle ostatnio znajduję ich wszystkich wspólnie śpiących na łóżku. Nie przytulają się, jeszcze za wcześnie, ale już są w stanie spędzać czas w bliskiej odległości i czują się razem komfortowo.



W połowie marca skończyliśmy pozbywanie się gratów z domu. Łącznie wyjechało kilkanaście wielkich worków IKEA, rozdzieliłam je pomiędzy potrzebujących, bazarki charytatywne, rzeczy na sprzedaż oraz śmieci. Jeszcze kilka niesprzedanych przedmiotów leży w jednym pudełku, ale zakładam, że w końcu ktoś je kupi, wszystkie są powystawiane na allegro i olx. Jeśli do maja ich nie sprzedam, to będę się wtedy zastanawiać co z nimi robić, bo wiem na pewno, że nie chcę aby leżały i zajmowały mi miejsce.
Z porządków zostało mi już tylko uporządkowanie biurka i balkonu. Ale z biurkiem czekam najpierw na zakupienie organizatorów na obrazki do scrapbookingu. Natomiast balkon będę ogarniać już cały na raz - płotek, sprzątanie i kwiatki (planuję to zrobić jakoś w połowie kwietnia, może przed samymi świętami).

Od stycznia ponownie wróciłam do zdrowego odżywiania. Pisałam o tym z resztą już wcześniej, jem tak, aby nie być głodna, ale wszystkie produkty, które wykorzystuję są pełnoziarniste i zdrowe. Moja dieta zaczyna przynosić pierwsze widoczne sukcesy, oponki zrobiło się jakby trochę mniej. Chciałabym zrzucić tak z 5-6 kg, to nie jest bardzo dużo, powinnam na spokojnie dać radę do czerwca.


Nasze plany wakacyjne zaczęły się wstępnie klarować.
W ramach prezentu imieninowego od męża dostałam bilety na 2 koncerty!! Bardzo chciałam na nie iść, ale nawet nie marzyłam, że uda mi się być na choćby jednym.
Tak więc w tym roku bawię się na Metalfest Open Air oraz na Masters of Rock.
Już się nie mogę doczekać! Oba koncerty są zorganizowane na terenie Czech. Ten pierwszy jest dość blisko od granicy z Austrią, więc planujemy od razu po koncercie ruszyć w Alpy. Chcemy pochodzić trochę po Austriackich i Szwajcarskich szlakach.
Jeszcze nie mamy do końca sprecyzowanych wakacji z Mają, ale może się okazać, że po prostu pojedziemy nad morze. Pierwotnie planowaliśmy Włochy, ale obawiam się tego czy Maja wytrzyma tyle czasu w aucie. A z kolei lecieć samolotem i wynajmować auto z fotelikiem samochodowym na miejscu to zbyt duży koszt dla nas. Z kolei jechać w jedno miejsce na tydzień bez opcji ruszenia się kawałek dalej to też kiepska opcja - jak dla mnie trochę marnowanie pieniędzy. W tej samej cenie można ruszyć się i zobaczyć więcej zamiast wydawać na nocleg i jedzenie w jednym punkcie, który ma do zaoferowania skończoną ilość ciekawych miejsc.

Tak więc podsumowując - jestem na etapie przesłuchiwania wszystkich zespołów, których do tej pory nie znałam, a wiem że mają zagrać na tych dwóch koncertach.
W temacie dalszych wyjazdów, nadal są to kwestie otwarte.

W kwestiach kawiarnianych mam drobny zastój. Średnio mam jak ćwiczyć espresso w domu, bo potrzebowałabym do tego dobrego młynka. Jak na razie dobry młynek mam tylko do alternatyw i w tym temacie śmigam.
Oczywiście latte art wychodzi mi coraz lepiej, potrafię już zrobić jako tako ładny wzorek na praktycznie każdej kawie, giętkie kubeczki jednorazowe także nie stanowią tak ogromnego problemu jak wcześniej.
Ostatnio miałam okazję pracować głównie na mlekach roślinnych, które jak by nie patrzeć są trudniejsze do spieniania. I muszę przyznać, że wychodziło mi to całkiem nieźle.
W minionym miesiącu byliśmy tylko na wege festiwalu. Naprawdę był spory ruch.


Na kwiecień planuję przynajmniej 2 wydarzenia, mam nadzieję, że uda nam się na nie załapać. Zorientowałam się trochę późno, dlatego nie wiem czy nadal będą wolne stanowiska.
Powoli zaczynam też ogarniać wydarzenia w maju i czerwcu. Chyba muszę zacząć systematycznie sprawdzać co, gdzie jak i kiedy. Póki co biorę pod uwagę tylko Warszawę, nie opłaca mi się jechać nigdzie dalej, ale może za jakiś czas… kto wie…


Kilka sukulentów na mojej półce prosiło się o przesadzenie. Były to kwiatki, które trafiły do mnie już jakiś czas temu - jeden jako prezent urodzinowy, inny walentynkowy, 2 kupiłam sobie sama - i tak jakoś stały i czekały na nowe doniczki. Zupełnie o nich zapomniałam, bo swój okres aklimatyzacji spędzały w ceramicznych osłonkach.
Dla testów kupiłam inny żwirek - rzeczny 1-2mm do podsypywania dna akwarium. I przyznam, że jest rewelacyjny! Ziemia, którą dzięki niemu zrobiłam ma jeszcze lepszą konsystencję.



Moja wena twórcza w ostatnim czasie skupiła się głównie na listach. Powstały 4 nowe listy. W tym 3 to moje nowe konwersacje. Ludzie z którymi pisałam do tej pory w większości jakoś przestali odpisywać. Może po 2 latach następuje taki pierwszy moment weryfikacji znajomości? Sama nie wiem…





Bullet journal na ten miesiąc to głównie wycinanki.





W tym miesiącu znacznie mniej malowałam. Trochę żałuję, ale naprawdę miałam ogromne trudności, żeby zebrać się do rękodzieła w tym miesiącu. Tak więc powstało tylko to. Ale może kwiecień będzie bardziej sprzyjał tworzeniu.


Bardzo bym chciała spróbować makramy. Znalazłam organizowane w tym miesiącu w Warszawie warsztaty. Jeśli termin nie pokryje mi się z jakimś targiem, na który wstępnie planuję iść, to zapiszę się na nie. Jeśli nie, to będę ćwiczyć z Youtubem. Ale zdecydowanie wolałabym iść gdzieś, posiedzieć i powiązać supełki wspólnie z innymi.

Chciałabym też zrobić świeczki sojowe. Świeczki akurat nie wymagają jakiejś specjalnej filozofii - trzeba kupić wosk sojowy, jakieś ładne szklane słoiczki i barwniki. Plus ozdoby, które można w nich zatopić. No i zapach. Ja nie jestem co prawda zwolenniczką świeczek zapachowych, ale wiele osób lubi takie, więc robiąc świeczki na sprzedaż charytatywną będę musiała pomyśleć o jakimś zapachu. Nie mam pojęcia jaki będzie najlepszy, mogę postawić na standard typu wanilia, albo poszaleć z jakimiś zapachami kwiatowymi lub owocowymi. Jak myślicie?
Gdybym robiła dla siebie, to zdecydowanie bezzapachowe…
Z tym, że u mnie w domu nie używa się świeczek, bo moje koty są czasem szalone i zwyczajnie bałabym się o nie. Nigdy nie wiadomo co im wpadnie do głowy.

Ten miesiąc zapowiada się chyba trochę lepiej niż poprzedni. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Chciałabym chodzić na więcej spacerów. Robi się tak ciepło i słonecznie.
Wreszcie pojawiły się wiewiórki. Kocham je całym sercem, są moimi ulubionymi zwierzakami tuż za kotami.







Planuję też przynajmniej 2-3 razy w tygodniu wychodzić na rower. No i może udałoby mi się wreszcie wrócić na basen? Zobaczymy, czy starczy mi na to siły i motywacji.

Ścieżka dźwiękowa na dziś: Rage "Set this world on fire"

21 komentarzy:

  1. Ach te koty, pół życia człowiekowi wymiauczą, ale i tak się je kocha. Życzę zdrówka Twojej gromadce.

    Jestem ciekawa jaki region Szwajcarii planujesz zwiedzić.

    Ostatnio machnęłam na płótnie kształt góry i tak zostało. Miałam wenę połowiczną, tzn. koncept, wieczorne niebo i wodę, góry zarys i... brak wykonania. Może się obudzę jak deszcze spadnie, bo wtedy zwykle mam wenę do malowania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już od pewnego czasu mam tak, że nie mam ochoty na nic. Nie dam rady wziąć się za żadną rzecz,bo po prostu cały czas jestem zmęczona. Masakra. Życzę koteczkom zdrówka :3
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne plany wakacyjne:)
    Ja mam ostatnio niechęć do wszystkiego co nie jest spaniem, ale liczę,że nam przejdzie i przyjdzie wena i energia:)
    urocze są zdjęcia z kociakami:)
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tego co widzę jesteś bardzo kreatywną osóbką! Mam nadzieję, że Twoje kotki szybko wrócą do zdrówka oraz plany na wakacje wypalą! Może spróbuj po prostu zrobić to co masz na liście TO DO bez zastanawiania się nad tym? Mi to pomaga, z reguły dopiero jak zaczynam myśleć o tym co muszę zrobić to mi się odechciewa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie piękne te Twoje koty!!!! Zachwycam się ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakie te koty są piękne! Już dla nich samych warto tu zajrzeć :D
    Życzę dobrej zabawy na koncertach! Moim marzeniem jest żeby chodzić na więcej, ale nie mogę sobie na to pozwolić. Ale wiem, że przyjdzie czas... :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kotki są bardzo urocze. Dużo zdrówka dla nich i niech jeszcze lepiej się dogadują :)
    Uwielbiam oglądać zdobione kawy, mimo tego, że nie jestem kawoszem uwielbiam oglądać cuda,różne zdobienia.
    O to będziesz mieć koncertowo, ja chciałam sie wybrać na Jason Mraz, ale niestety bilety szybko zostały wykupione, a po drugie do Londynu jakoś mi nie po drodzę, także będę czekać aż pojawi się za parę lat w Szkocji, mam taką nadzieję.

    Urocza ta wiewiórka i jaka odważna :) Zwykle rude wiewiórki są bardzo płochliwe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękna notka! Władasz mnóstwo pracy w bloga i zawsze miło się tutaj zagląda. :) A co do samopoczucia, mam teraz identycznie... Życzę kotkom zdrówka!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurczę lubię twój blog i Ciebie. Pierwszą rzeczą, jaką robie, gdy mam chwile czasu to zaglądam do Ciebie. Lubię ten indywidualny charakter w twoim blog, który sprawia, że czytanie go jest przyjemnością. Same zdjęcia zachęcają do wpisu :) A co do kotki. Zrobiliście jedną z najlepszych rzeczy, jaką mogliście zrobić... zaopiekowaliście się nią, tak jak na to zasługuje. Czasem leki są nie uniknione, ale ważne, że walczyliście o jej zdrowie. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne kotowate. Moja kocica cierpi na problemy z pęcherzem i nadmiernym stresem. Ciężko też sobie z tym poradzić, bo mam wrażenie, że cokolwiek robimy to wciąż za mało.
    Lubię blogi, które nie są robione pod czytelnika. Sama dość długo z tym walczyłam, bo podświadomie próbowałam tworzyć interesującą treść, co spowodowało taką frustrację we mnie, że porzuciłam bloga i założyłam nowy. Taki prywatny, dla siebie.
    Jak Ty to robisz, że te rośliny tak pięknie Ci rosną? Ja miałam kilka sukulentów, ale wszystkie mi umarły. Do momentu przesadzania trzymały się całkiem nieźle, a potem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - wszystkie odmówiły chęci do życia.
    Baw się dobrze na koncertach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz ile ja kwiatków zabiłam zanim nauczyłam się jak o nie dbać :D Aż wstyd się przyznać ^^

      Usuń
    2. Ja spróbuję w tym roku kolejny raz, może przeżyją chociaż jeden sezon! :D

      Usuń
  11. Czasami przychodzi moment kiedy nie idzie nam pisanie bloga. Wtedy najlepiej odciąć się od niego na chwilę i załapać dystans. Prędzej czy później tutaj się wraca, bo blogowanie uzależnia! :)

    Powiem Ci, ze dałaś radę z tą notką, szacunek! :) Koty przepiękne i aż dziw mnie łapie, że tak ładnie pozowały do zdjęć. Mój psiak gdy tylko widzi aparat bądź telefon odwrócony w jego stronę ucieka gdzie pieprz rośnie :P

    Swojego czasu także bardzo lubiłam pisać listy. Jednak mają swój klimat i te wyczekiwanie na odpowiedź jest naprawdę fajną sprawą :)

    Oby kwiatki się przyjęły! Ja niestety nie mam ręki do kwiatów i potrafię uśmiercić nawet kaktusa ;D Za to mój mąż już rok hoduje muchołówki i póki co idzie mu to całkiem nieźle :)

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Przybijam pjone jeśli chodzi o pisanie bloga i bycie na wszystkich soszial midiach, ni szło mi to totalnie ale nie zmuszałam się. Czasami przestój robi nam o wiele lepiej niż zmuszanie się do czegoś, czego nie chcemy robić na dany moment. NIC wbrew sobie i tego obie się trzymajmy!

    Co do Kociaków - szkoda, że nie udalo się wyleczyć do końca, bo branie leków do końca życia czy bycie pod stałą obserwacją to nie lada wyzwanie, ale .. no takie jest kocie (zresztą nie tylko kocie) życie. Dobrze, że skończyło się tak jak się skończyło, bo mogło być gorzej czego absolutnie Ci nie życzę!

    Ja kompletnie nie mam ręki do kwiatów. Nawet kaktus, który nie wymaga dużo pielęgnacji przy mnie mdleje.. cóż! A z powołania chciałam być ogrodnikiem haha dobrze, że plan na życie mi się zmienił. CO lepsze? Mam faceta z cudowną ręką do kwiatów więc on o nie dba, a ja cykam foty, że dobry ze mnie "ogrodnik" :D

    Ja planuje kupić sobie maszynę do kawy, w Biedronce jest taka co tworzy piankę. Jestem kawoholikiem i pije jej multum, ale takie "widzimisię" byłoby dobrą opcją na spróbowanie nowości :)
    Pozdrawiam Cie gorąco♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Mogłabym oglądać zdjęcia Twoich kotów w nieskończoność. I te oczyska! <3 Dużo zdrówka dla nich!
    Ja też muszę się zdecydować na jakieś większe porządki. Bo póki co wygląda to tak, że tylko przekładam graty z miejsca na miejsce...
    Czasem chciałabym z kimś pisać listy, ale... co ja bym tam miała pisać? No i nie umiem takich ładnych kopert robić. :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Szczerość lub też nieszczerość - któraś z tych zawsze zadecyduje o wytrwałości. Poza tym umówmy się - robiąc coś nieszczerze nie możemy też tego lubić, nie lubiąc - raczej nie będziemy długo w tym tkwić. Skoro wciąż tu jesteś i do tego czujesz się tak swobodnie.. no właśnie.

    Jeśli chodzi o brak motywacji - po prostu to przetrwaj, przejdź i wyczekaj jak się czeka na autobus, który się spóźnia. Jesteśmy tylko ludźmi i nie mamy mocy sprawczej na wszystko. Słuchaj siebie. I tyle. Bardzo często sprowadzamy na siebie wygórowane wymagania, które nie są adekwatne do aktualnych nas. A przecież mamy prawo do chwilowego ,,niczego" i do ,,siebie" nie przypominającego normalnego ,,ja". Trzymam kciuki i spokojnie!

    Czytając wątek o kotach, doszło do pewnej niespójności w moim mózgu, gdyż byłam przekonana, że trzustka to imię kota chcąc Ci od razu (dosłownie przed momentem) pisać, że znałam wiele nowatorskich zwierzęcych imion, ale to pobiło wszystko. Broniąc swojej inteligencji, na szczęście cofnęłam się raz jeszcze do góry :D To taka dygresja, a poza tym życzę tym Twoich kociałom dużo zdrowia. Wydawać by się mogło, że choroby to taka tylko ludzka sprawa.

    Pozdrawiam ciepło!
    primamomento.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Czasem jest ten brak ochoty, brak motywacji, brak czasu. Sama to odczuwam i chodź chciałabym robić wiele to naprawdę nie kiedy nie da się. Może to i dobrze. Blog powinien być indywidualny. Wtedy jest najbardziej inspirujący. Autor musi chcieć i móc publikować, a nie być zależnym od innych. Czytelnicy będą czytać tak czy siak, więc blogujmy z przyjemności! :) życzę zdrowia twojej uroczej gromadce, sama mam czwórkę w domu w tym dwa ostatnio kulały, bardzo bym chciała by i moje koty były zdrowe :) trzymajmy za to mocno kciuki!
    Pozdrawiam ciepło ♡

    OdpowiedzUsuń
  16. Może notki nie pojawiają się u Ciebie zbyt często, za to są treściwe i ciekawe:) walka z brakiem motywacji idzie Ci naprawdę dobrze, bo widać, że produktywnie wypełniasz swój czas. Świetnie wyglądają te listy, bullet Journal i obraz też bardzo mi się podobają. Nie traktuj sytuacji z Amayą jako porażki, bo gdy w grę wchodzi zdrowie, nie na wszystko mamy wpływ. Poza tym, jak sama napisałaś, kot jest szczęśliwy i jego komfort życia się nie pogorszył.

    OdpowiedzUsuń

Instagram