Z dobrym nastrojem na nowy tydzień


Dobry humor przyszedł do mnie od początku tygodnia. Czuję w sobie siłę i dużo energii. Mam ochotę wsiąść na rower i objechać pół Warszawy i wiem, że dziś dałabym radę. Szkoda, że póki co mogę tylko pomarzyć o nocnych wycieczkach.
Kiedyś wszystko było łatwiejsze, ale mimo to jestem zadowolona z tego jak aktualnie wygląda moje życie i w żadnym wypadku nie zamieniłabym go na inne.

Majkowy żłobek wypadł w sumie dobrze. Adaptacja przebiegła super - pierwszego dnia Majka bawiła się godzinkę z ciociami, a ja siedziałam na ławce. Kolejne dni zostawała już sama najpierw na 3, a potem na 5 godzin. Wszystko szło super, nie płakała, bawiła się, jadła z dokładkami i była zadowolona. Kiedy zaczęła już regularnie żłobkować - po te 6-7 godzin - nagle zaczął się płacz. Płacze jak mąż ją zanosi, płacze jak ciocia zostawia na chwilkę samą, płacze jak inne mamy odbierają wcześniej dzieci. Ale suma summarum nie jest źle - w ciągu dnia bawi się i wszystkich zaczepia, ja jeszcze póki co staram się przychodzić po nią koło 16, żeby mimo wszystko miała więcej czasu na oswojenie się z tą nową rzeczywistością.
Po pierwszym tygodniu zaliczyła już swoją pierwszą w życiu chorobę, na szczęście tylko trzydniówka - skończyło się tak samo szybko jak się zaczęło. Dziś jeszcze siedziała ze mną w domu, jutro znów wraca do dzieci.
Nadal jestem dobrej myśli i mocno trzymam za nią kciuki, bo choć może się tak w pierwszej chwili wydawać, to mimo wszystko ta rozłąka nie jest dla niej łatwa.

Już lada moment, bo w następną środę, szykuje nam się trip do Londynu. Nie mogę się doczekać zwiedzania Muzeum Historii Naturalnej.
Sama jeszcze do końca nie wiem jaki mamy dokładnie plan, bo nie mam pewności w jakim składzie jedziemy. Pierwotnie miałam jechać z mężem i córką, ale jeśli udałoby się, że mała zostanie z babcią, to wolelibyśmy pobyć trochę sami. Brakuje nam takich momentów, kiedy możemy spędzać ze sobą czas wiedząc, że nie przerwie nam płacz, albo godzina powrotu do domu. Co prawda bilety na samolot już kupione, ale jestem skłonna stracić te kilka złotych za bilet Majki na rzecz odpoczynku. Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie i co w końcu postanowimy.
Dla małej byłoby lepiej, gdyby była tutaj - miałaby stały rytm dnia (czego nie mogę jej zapewnić na wakacjach) i nie traciłaby zajęć w żłobku (akurat jak nas nie będzie przychodzi m.in pani prowadząca dogoterapię). Po cichu liczę na to, że moja mama się zgodzi, dużego kłopotu mieć nie będzie - zaprowadzić do żłobka, odebrać ze żłobka, posiedzieć 2 godziny, wykąpać, nakarmić i położyć spać. I od 19:00 ma czas dla siebie. To tylko tydzień, więc myślę, że sobie poradzi.

Poza wyjazdami trochę się u mnie dzieje (nareszcie!).
Mogę już zacząć poszukiwania pracy, przygotowuję się do tego, aby znów wrócić do ludzi, przeprosiłam się z oprogramowaniem, na którym będę pracować, robię drobne projekty (ot sama dla siebie), które ułatwią mi zmianę branży (mam nadzieję, że to wypali).
Jeszcze przez wrzesień mam więcej czasu, żeby zadbać o siebie - częściej wychodzę na rower, znów zaczęłam malować paznokcie.
Ostatnio udało mi się stworzyć coś na prawdę fajnego. Zainspirowałam się jednym z tutoriali na YouTube i postanowiłam sama spróbować.
Takie esy floresy robi się bardzo łatwo. Do filiżanki nalewam wody (temperatura pokojowa) i wlewam po kropelce różnych lakierów - każdy z nich powinien się ładnie rozchodzić. Co prawda nie każdy lakier się do tego nadaje, ale większość sobie radzi (moje ulubione to te z Inglota). Potem patyczkiem robię taki wzór, jaki mam ochotę mieć na pazurkach i zanurzam palec w wodzie. Nadmiar lakieru zbieram patyczkiem i viola! ;)
Ważne jest tylko to, żeby najpierw położyć sobie bazę (ja akurat wybrałam kolor biały), bo bez bazy będzie wyglądać kiepsko.
Zmywanie nadmiaru lakieru, który osadził się na palcach to praktycznie syzyfowe prace, ale na to też znalazłam sposób.
Jest bardzo prosty, kosztuje w granicach 2-5zł i nazywa się „klej Wikol” (można go kupić w sklepie papierniczym).
Nakłada się go dokładnie na całe palce (ja nakładam z dwóch stron), czekam chwilę aż wyschnie, wykonuję manicure, a potem zdejmuję klej z palców jak taśmę klejącą.
Dzięki temu oszczędzam sobie tak z pół godziny roboty ;)
Ogólnie jak macie chwilkę, to polecam się pobawić, bo na prawdę fajny efekt. Ja dzięki temu, że odżyłam emocjonalnie znów mogłam wrócić do kombinowania i nawet złapałam się za maszynę do szycia. Akurat była okazja, bo moja znajoma jest w ciąży i postanowiłam zrobić jej niespodziankę szyjąc kocyk, poszewkę na podusię i przytulankę jeżyka dla jej synka. Cały dzień roboty, a ja czułam się tak szczęśliwa i wypoczęta jak bym leżała do góry brzuchem na słonecznej plaży!
Nasze życie towarzyskie również się ostatnio poprawiło. Może nie są to jakieś wyżyny, ale zdarza mi się od czasu do czasu wyjść z kimś na kawę, albo zaprosić kogoś do nas. Dzięki temu czuję, że jednak nie wszyscy o mnie całkiem zapomnieli, a nawet jeśli, to mimo wszystko od czasu do czasu sobie o mnie przypominają. W efekcie miałam nawet szansę nauczyć się robić sushi i… nie taki diabeł straszny ;)
Myślę, że jeszcze nie raz zrobimy - wyszło lepsze niż w restauracjach. Fakt faktem - staram się ostatnio nie jeść białego ryżu, bo nie jest on do końca zdrowy (w ogóle zmieniłam nawyki żywieniowe), ale jednorazowe odstępstwo od tego bardzo nie zaszkodzi.
Ogólnie nasza dieta jest fantastyczna - jem regularnie, zdrowo i smacznie, nie zdarzyło mi się, żebym była głodna, porcje mam niekiedy większe niż przed dietą, a jednak czuję się lżej i jakoś tak ogólnie lepiej. Trochę schudłam, więc może moja sylwestrowa sukienka nie poszła jeszcze na straty :P
Nadal trzymajcie kciuki, jak będzie szło tak jak idzie, to może wrócę w końcu do mojego magicznego rozmiaru 38!
Rower i długie spacery też na pewno robią swoje.
Postanowiliśmy nawet kupić dla Majki nosidełko, bo plątanie jej w chustę w ostatnim czasie bywa trudne. Mała się wierci, odpycha i cała misterna konstrukcja chusty idzie w zapomnienie. Chusta tak, ale zdecydowanie dla mniejszego buba. 
Moje wrażenia odnośnie tuli - rewelacja! 
Na dłuższe wyprawy oprócz wózka biorę ze sobą nosidełko, mała bardzo chętnie zmienia pozycje, patrzy na świat z innej perspektywy i jest zadowolona.
A na krótsze wyjścia np. do sklepu, czy na pocztę - łatwiej tak niż tłuc się z wózkiem. I nie, absolutnie nikt mi nie płaci za reklamę, reklamuję to, co sama polecam :P

Z tematów trudniejszych: cały czas mocno się łamię, czy odwiedzić mojego ojca. Nie widziałam się z nim już ponad rok. Tak na prawdę ostatni raz byłam u niego jeszcze zanim zaszłam w ciążę. Jakoś nie mam serca, żeby znów go odwiedzić, kompletnie nie mogę się przekonać, nie potrafię mu wybaczyć tych cholernych 18 lat, kiedy nie chciał mnie znać. I nagle po 18 latach doszedł do wniosku, że żałuje tych wszystkich lat, że przecież ma córkę… Już od prawie 8 lat próbuje naprawić naszą relację, a ja nadal mam czerwoną lampkę w głowie i jakoś nie potrafię mu zaufać. Czasem mam wrażenie, że nawiązał kontakt tylko dlatego, że jego syn ma go głęboko gdzieś. Sama nie wiem ile zrozumiał, a na ile chce mnie w przyszłości wykorzystać do alimentów. Dlaczego ja jakoś nie potrafię ot tak po prostu uwierzyć w czyjeś dobre intencje? Są takie momenty, że żałuję, że podałam mu mojego maila, są takie, że jestem zła na siebie, że ograniczam ten kontakt (w tym momencie nawet nie mam specjalnie dużo czasu na siedzenie w sieci i spotkania, ale to już inna sprawa). Może byłoby mi łatwiej w życiu, gdybym była bardziej naiwna i głupia… Czasem mam mętlik w głowie i nie wiem co powinnam zrobić. Dorosłe życie wcale nie jest takie łatwe, a przynajmniej nie na tyle na ile myślałam kiedy byłam dzieckiem.

Z teściami też nie mam super kontaktu, rozmawiamy raz od wielkiego dzwonu. Nigdy specjalnie za mną nie przepadali, nigdy nie traktowali jak rodziny - ot taka trochę na doczepkę. Teraz wcale nie jest lepiej. Od kiedy pojawiła się Majka jedyne czego oczekują, to zdjęć i filmów. Nie zależy im jakoś mocno na kontakcie ze mną, z moją córką też nie specjalnie… ale zdjęcia małej zawsze, chyba tylko po to, że trzeba się pochwalić znajomym, że ma się wnuczkę! Na moje urodziny i imieniny nie zawsze zadzwonią, czasem tak, a czasem nie. Serio, ja nie oczekuję prezentów (choć trochę dziwnie się czuję, kiedy mąż coś od nich dostaje, a ja jestem pominięta, ale jakoś nawet bardzo mnie to nie dziwi), ale przykro mi, kiedy wiem, że kompletnie nic ich nie interesuje. Jestem chora, albo coś mi się udało? Nawet o tym nie wiedzą, nigdy nie pytają co u mnie słychać. Czasem zadzwoni teściowa, powie 2 zdania, a potem spyta, co u ich syna (bo akurat nie odebrał telefonu). 
Liczę tylko na to, że dla swojej wnuczki będą w przyszłości prawdziwymi fajnymi dziadkami. Mam nadzieję, że ona nie odczuje tej gigantycznej niechęci wobec mojej osoby. Trochę szkoda by było, gdyby zepsuli relacje dziadki-wnuczka tylko i wyłącznie przez swoje durne uprzedzenia.
Świat jest głupi, ludzie są głupi… ale co zrobić? Można im tylko współczuć i iść pogłaskać koty - one nigdy nie zawiodą!





Relacje kocio - dziecięce póki co trochę zwolniły. Majka stała się bardzo ruchliwa i bez przerwy łapie któregoś za ogon, jest kompletnie niedelikatna, momentami chce poklepać kota - jej się wydaję, że to jest fajne, koty mają tego powyżej uszu. Potrafią zdzielić ją łapą (bez pazurów), ale te ostrzeżenia póki co nie zdają egzaminu.
Purka i Misiek bardzo rzadko podchodzą do małej, Amai jeszcze się zdarzy, ona jest w tej chwili najbardziej otwarta w kierunku dziecka. Zobaczymy jak długo…
Życie toczy się dalej, jest więcej pozytywnych niż negatywnych chwil, nawet mój brat się wreszcie zakochał i jego dziewczyna to zwyczajna i fajna osoba - taka po prostu normalna ;)
Wszystko idzie na dobrej drodze ku równowadze :)

5 komentarzy:

  1. Kurczę, efekt na paznokciach jest fantastyczny! :) Gdyby tylko była bardziej "typowa", od razu bym to wypróbowała, ale u mnie niestety nie przejdzie - gdy tylko pomaluję paznokcie, od razu dostaję jakiejś manii i muszę się za wszelką cenę pozbyć lakieru, choćbym nawet miała go zdrapać (pierwszy raz się do tego komuś przyznaję, ha ha ;) )! Więc na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy w życiu miałam coś na paznokciach ;)
    Co do trudniejszych tematów, to... Dobrze wiem, co masz na myśli, sama łapię się setki razy na tym, że wolałabym być zwyczajnie głupia, bo wtedy lepiej się żyje. Łatwiej. Nie zastanawiasz się nad tysiącem rzeczy i jesteś szczęśliwa. Ale z drugiej strony... głupców jest tak wielu, ludzi mądrych tak mało, więc zasilajmy szeregi tych drugich ;) I myślę sobie, że powinnaś ufać swojej intuicji. Jeśli podpowiada Ci, żeby tego kontaktu jakoś z ojcem nie ożywiać, to tego nie rób. Przeczucia naprawdę często się sprawdzają. Przynajmniej u mnie. Kiedyś ufałam komuś, jednej z najbliższych osób, choć czułam, że nie powinnam. To szósty zmysł miał rację, nie ja. Może więc lepiej rzeczywiście być ostrożnym i zachowawczym? A co do teściów... nie rozumiem takich ludzi kompletnie. Czasem zastanawiam się, czy istnieją w ogóle na naszej planecie tacy, którzy szczerze lubią synową/zięcia? Miejmy nadzieję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do teściów rozumiem, moja przyszła, ostatnio nawet jak jest w mieście to do domu nie wejdzie... Trochę szkoda mi Małej, ze nie ma choć jednej babci takiej jak moja była :(
    Stresowałaś się przed żłobkiem? ja bardzo...
    Podziwiam dziewczyny, którym chce się bawić w jakieś wzorki czy hybrydy na paznokciach. Ja aż tak sprytna nie jestem :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę że się u Ciebie dzieje. Kurcze chciałabym żeby u mnie się tak działo i żeby młody poszedłby do przedszkola :/ Na ten rok nie ma szans. Kociaki fajne a córeczka musi się nauczyć. Pyzol i Czarek tez na początku toczyli ze sobą walki ale teraz jest już dobrze :) A co do teściów...Różni są i nie ma ideałów ważne że ma się przy sobie tych najważniejszych. A teście to tylko dodatek do partnera :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkie maluchy cudne, i te kudłate i te mniej:)
    Ja też korzystam z nosidła. Fajna sprawa, ale na 'krótszą metę', że tak się wyrażę. Zakupy okej, ale więcej jak pół godziny daje się odczuć;)
    Podziwiam za ten żłobek. Ja starszego synka wysłałam do przedszkola i codziennie przeżywam katusze wysyłając go do tejże placówki. Serce boli jak tak płacze, a ma prawie 3 lata. Nie ukrywam jednak, że odpoczynek od maluchów dla zdrowia psychicznego bywa wskazany i wyjazd gdzieś z samym mężem jawiłby mi się jako marzenie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zimny łokieć w wózku jest świetny :D

    OdpowiedzUsuń

Instagram