monotematycznie


Dzisiaj będzie mało zdjęć, trochę marudzenia dużo wielokropków i tematów dziecięcych, więc jak kogoś drażnią takie klimaty to sugeruję pominąć ten wpis ;)


Przyznam szczerze, że zaczynam się czuć trochę przytłoczona. Nie, nie chodzi mi o nadmiar obowiązków, tylko raczej o poczucie wyobcowania. Nagle większość znajomych zniknęła. Wcześniej bez przerwy wychodziłam na miasto, ciągle z kimś się widziałam… a teraz? Jak by ludzie zupełnie zapomnieli o moim istnieniu. Jeśli sama się nie odezwę, to nikt nie zadzwoni/nie napisze. A moje próby nawiązania kontaktu zazwyczaj spotykają się z wykrętami i zasłanianiem się brakiem czasu. Czy na serio stałam się taka nudna? No bo niby o czym ludzie mają teraz ze mną rozmawiać? O pieluchach? Kaszkach? Czy może o tym, że moja córeczka nareszcie nauczyła się łapać zabawkę w obie rączki? No błagam, kto by chciał tego słuchać? A o czym innym mam rozmawiać, skoro w moim życiu praktycznie nie dzieje się nic innego?

Zabawne, kiedyś też narzekałam, jak koleżanka urodziła dziecko. Nagle zaczęła gadać tylko o tym. Cały czas się zastanawiałam – czy ta dziewczyna na serio nie ma innych tematów? Czy jej życie nagle stało się tak monotematyczne?
I wiecie co… Teraz ją doskonale rozumiem... W zasadzie niewiele gdziekolwiek wychodzę, jeśli już to z małą na spacer, nie mam szansy podjąć pracy (z tym, ze to akurat mój wybór, bo chcę karmić piersią przez jakiś rok czasu, to jest dla dziecka najlepsze), nie podróżuję, nie robię nic takiego, o czy mogłabym teraz opowiadać ludziom. Jest tylko dom i dziecko.

I żeby nie było wątpliwości – jestem szczęśliwą, spełnioną matką, kocham nad życie moją córeczkę i nigdy nie zamieniłabym swojego życia na żadne inne. Ale czy faktycznie spełniona matka ma się skupiać tylko i wyłącznie na dziecku?
Wszelka opinia publiczna mówi jasno – „masz dziecko, to się ciesz, urodziłaś zdrową córeczkę, są dziewczyny, które pragną tego całe życie, a Ty narzekasz na brak czasu dla siebie i na wieczną monotonię.” I nagle mord w oczach setek matek, jak spytam się gdzieś na forum czy ktoś ma może sposób jak sobie radzić z totalną samotnością i tym, że nawet nie ma do kogo otworzyć buzi… No bo przecież mąż w pracy, a z 5 miesięcznym berbeciem mogę co najwyżej pogugać, albo popiszczeć.

Próbując coś zaradzić w tej kwestii doszłam do wniosku, że może warto po prostu nawiązać kontakt z innymi matkami. Spotkałam się z koleżanką, z którą kumpluję się od momentu podjęcia pierwszej pracy na studiach. Aktualnie ma dziecko w podobnym wieku, więc mamy trochę tematów (chociaż te okołodziecięce są już do zarzygania nudne). Zaproponowała, że pójdziemy na pizzę z jeszcze jedną jej koleżanką, również dzieciatą. Uznałam, że to niezły pomysł, zawsze kogoś poznam, może będzie ciekawie.
W istocie, spotkanie było bardzo ciekawe… Dowiedziałam się, że chyba jestem jakaś nie do końca normalna. Dlaczego? Otóż moja nowa znajoma spytała mnie z ciekawości z jakiej dzielnicy przyjechałam. Kiedy już dowiedziała się, zrobiła wielkie oczy i minę a’la przerażenie pomieszane z niedowierzeniem. Nastąpiła chwila ciszy, po czym powiedziała (z wielkim przejęciem) „Ja Ciebie naprawdę podziwiam… Ty wsiadłaś do metra, a potem przesiadłaś się do autobusu? No i jechałaś ponad godzinę… no ja bym się nie odważyła.” Wiecie co, chyba nie nadążam…
I tak teraz zdałam sobie sprawę, że w sumie moja koleżanka również nigdy nie przyjechała do mnie sama. Jak mąż nie podwiózł jej autem, to rezygnowała ze spotkania.
Czy ja może o czymś nie wiem? Coś jest ze mną nie tak? Czy po prostu świat wokół mnie zwariował?

No cóż, skoro podróż metrem i autobusem przez całe miasto to taka tragedia, to co dopiero podróż samolotem, którą mamy w planach już w te wakacje, albo nawet prędzej...? Będę się smażyć w piekle…

Doszłam ostatnio do wniosku, że przyda mi się trochę ruchu. Idzie lato, a ciążowy brzuszek nie do końca chce zniknąć. Żadna super dieta cud nie bardzo wchodzi w grę, bo przy karmieniu nie bardzo mogę sobie pozwolić na eliminowanie pewnych grup produktów. Nawet czekolada jest w odpowiednich ilościach zdrowa. Tak więc zapisałam się na zajęcia fitness dla mam z maluszkami i na basen razem ze swoją rodzicielką :)
Póki co fitnessem jestem zachwycona. Basen zaczyna mi się od kwietnia.

Wraca u mnie też wena twórcza. Ostatnio uszyłam dwie charytatywne maskotki i śpiworek dla Majki. Mam w planie jeszcze kilka ciekawych pomysłów no i całą armię masKOTków. O ile oczywiście mała mi pozwoli na chwilę czasu, a z tym bywa różnie ;)


Na kwiecień planujemy chrzciny małej. Mamy już zarezerwowany termin w kościele i potwierdzoną liczbę gości :) Jeszcze musimy ogarnąć jakiś sensowny lokal, w którym zrobimy obiad dla rodziny. Mam nadzieję, że pogoda dopisze, dzisiaj było bardzo przyjemnie i słonecznie. Marzę o tym, żeby wiosna już na dobre u nas zawitała…


5 komentarzy:

  1. Dokładnie, znam ten 'ból' samotności i izolacji. Ja problemu z utratą znajomych nie miałam, gdyż ich liczba przed zostaniem matką była tak mała, że trudno by było o zauważalne zmiany;>
    Jak dla mnie stereotypowym jest postrzeganie matek jako monotematycznych. Ja w rodzinie faktycznie rozmawiam dużo o dzieciach, bo babcie, prababcie interesują się brzdącami. Jak jednak zdarza się cud i spotykam z kimś - niedzieciatą znajomą to staram się dopasować tematykę rozmów do danej jednostki i chyba nie mogą mi zarzucić monotematyczności, tak sądzę;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z matkamifaktycznie lubię rozmawiać o dzieciach, bo jest to wspólny mianownik i można dowiedzieć się czegoś nowego, ale z dwiema koleżankami, które maluchów nie mają dziecięcy temat stanowi może 5 procent rozmowy.

      Usuń
    2. Jak psychika, polepszyło się? Mi jakoś ciut lepiej, może dlatego, że wiosennie się powoli robi;-)

      Usuń
  2. Co do mono-tematyczności około dziecięcej - z góry uprzedzam, że się nie znam, wśród dzieciatych się nie obracam, jak taki temat się trafi, to staram się uprzejmie słuchać, potakiwać i zachwycać ;) Przynajmniej przez jakiś czas. Ale patrząc z boku wydaje mi się, że dla wielu nie-matek to może temat nie tyle nudny sam w sobie, co raczej obcy. IMO to, że maleństwo robi kolejne postępy w rozwoju jest czymś czym naprawdę warto się zachwycać :) Rośnie, rozwija się zdrowo - to jest powód do wdzięczności :) (abstrahując od przedstawionej przez Ciebie nagonki na narzekanie o_O). Ale co odpowiedzieć więcej oprócz "wow, super"? i trochę rozmowa zamiera...
    Fajnie, że szukałaś nowych znajomości wśród współ-tematycznych osób ;) Co do zadziwienia koleżanki - jedyne co mi przychodzi do głowy jako powód to kwestia oddalenia od dziecka bo a)pokarm (I guess) lub b) zostawienia małej samej (tzn. bez Ciebie. bo oczywiście np z babcią czy ojcem :)). Ale tez wydaje mi się, że matkom przydają się takie chwile wytchnienia. Maluch niewątpliwie wymaga mnóstwa energii, psychicznej i fizycznej.

    Z braku propozycji spotkań z kolej strony usprawiedliwię się tak, że z tego, co wiem młode matki na początku się poświęcają bardzo (czas, uwaga) dziecku - bo i maluch tego potrzebuje. To, wg mnie, głównie czas dla rodziny. Na nadmiar czasu nie narzekam ( ;) ), ale jestem otwarta na propozycje jakiegoś np spotkania w kawiarni. Namiar na fb znasz :)

    ps. kocie spojrzenie na ostatnim zdjęciu cudne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja jechałam razem z małą... ona była w szoku, że wsiadłam z dzieckiem do metra... nie ogarniam ;)
      A spotkanie z miłą chęcią :) Zgadamy się po świętach :)

      Usuń

Instagram