Wiosna. Pogoda wreszcie pozwoliła na spokojne popołudnia na balkonie. Delikatne promienie słońca tańczące na mojej twarzy, lekki wiatr plączący włosy, zielona herbata i towarzystwo kotów. To są dobre momenty.
Nie miałam ostatnio weny na pisanie. Czasami czułam taką potrzebę, ale koniec końców nie byłam w stanie sklecić nawet kilku prostych zdań. Tak jakoś.
To nie był łatwy czas. Z resztą nadal nie jest. Bywało tak, że dni, a nawet tygodnie zlewały mi się w jedną całość. I to poczucie braku sensu, beznadziei, bycia niewystarczającą. Bywały też takie chwile, gdy marzyłam, żeby umrzeć. Ale nie miałam i nadal nie mam w sobie na to odwagi. Jestem zmęczona.
Nie mam pewności jak powinno wyglądać moje życie; nie mam planów na siebie. Ani nadziei. Mam za to poczucie, że wielu spraw nie kontroluję, a czas przecieka mi między palcami.
Ale mimo wszystko nadal mam siebie (chociaż raczej się ze sobą nie lubię), mam pasje, stabilną pracę, ukochane zwierzęta…
W ostatnim czasie sporo spraw się trochę pokomplikowało, ale próbuję radzić sobie z tym. Próbuję, to chyba najlepsze określenie, bo tak na prawdę kompletnie sobie nie radzę. Z niczym…
Moje zdrowie posypało się tym razem na kilku płaszczyznach jednocześnie. I tak na prawdę z każdą z tych płaszczyzn muszę po prostu nauczyć się żyć.
Nie było mnie tu 8 miesięcy. Długo, ale i nie długo jednocześnie. Może z czasem uda mi się tu wracać częściej.
Chyba nie jestem w stanie nadrobić zaległości w Waszych wpisach, więc po prostu zacznę od dziś, jutra, pojutrza, kiedykolwiek…
Słońce już zachodzi, w powietrzu czuć zapach wieczoru i nadchodzącego deszczu. Pociągi powoli zjeżdżają na nocny postój; słychać jak suną po szynach. To będzie kolejny powolny wieczór, taki jak wiele innych w ostatnim czasie.