Pierwszy wspólny rok

Dzisiaj będzie o Hedwidze.
Dokładnie dzisiaj mija rok odkąd młoda zamieszkała z nami.
Przez ten rok wydarzyło się wiele dobrego. Nasza malutka paproszka nie jest już tą samą kicią, co wtedy, w środowe popołudnie.



Jak to się wszystko zaczęło…
W azylu pojawiła się nagle. Znaleziona była w niezłym stanie, niespecjalnie chora. Zrobiono jej sterylizację i przywieziono. Przez chwilę socjalizowała się w klatce, potem trafiła na dużą salę do reszty stada.
Była odważna, chętna do zabawy i… walczyła o jedzenie.
Koty w dużej sali zazwyczaj jedzą razem, często nakładamy im karmę na kilka dużych talerzy i kilka kotów je na raz z jednego stanowiska.
Hedwidze trzeba było nakładać osobno, warczała i bardzo stresowała się obecnością innych kotów przy tej samej misce. Jej miska zazwyczaj musiała stać kawałek dalej od innych.
Lubiła być głaskana, ale… po kilku minutach mocno gryzła, zazwyczaj warczała i kładła uszy po sobie. Ni stąd ni z owąd pojawiał się stres, który musiała jakoś rozładować. Jedyny sposób jaki znała, to agresja.



Polubiłyśmy się. Mam wrażenie, że połączył nas fakt, że obie miałyśmy traumy, które jakoś musimy przepracować. Dyżury bardzo często przeprowadzałyśmy razem - Hedwiga z zaciekawieniem patrzyła co robię, często towarzysząc mi na rękach. Kręciła kółka wokół nóg zaczepiając, żeby ją głaskać.

“Jestem dla Ciebie, a Ty jesteś dla mnie”
Decyzja zapadła szybko - jesteśmy blisko; jakoś tak bardziej niż z innymi. Ja z nią i ona ze mną. I nie da się już dłużej ukryć tego faktu.


Dyskusja z Adamem odnośnie kolejnego kota przeszła nad wyraz łatwo (spodziewałam się większych trudności), wizyta Mai w azylu (żeby sprawdzić jak kot zareaguje na dziecko) przeszła pozytywnie; dostałam zielone światło na zabranie kotki do domu. Umowę podpisałam prawie 2 miesiące później, po przeprowadzeniu socjalizacji z resztą stada.

Ustaliliśmy z fundacją, że zabiorę kota po swoim środowym dyżurze w azylu. Przywiozłam ze sobą transporter, w który Hedwiga weszła dosłownie po parunastu sekundach. W czasie całego dyżuru wyszła z niego tylko na chwilę na jedzenie. Myślę, że mogła czuć, że to jej droga do domu. Albo bała się, żebym nie wyszła bez niej.

W drodze do domu trochę miauczała, ale była raczej spokojna. Dużo do niej mówiłam, tłumaczyłam, że już niedługo pozna całą swoją rodzinę.

Kot łazienkowy
Na początku przeprowadziliśmy socjalizację z izolacją. Hedwiga zamieszkała w większej łazience. Wyniosłam stamtąd co się tylko dało, żeby zrobić jej jak najwięcej przestrzeni. Jednocześnie dostała kilka kocyków i transporter, żeby miała gdzie leżeć.
Będąc w łazience bardzo domagała się kontaktu z człowiekiem. Często wołała nas głośno miaucząc, nawet wtedy kiedy nie miała ochoty na głaskanie.
Odkryła także uroki prysznica - jak się okazuje młoda lubi spacerować w mokrym brodziku, nie przeszkadza jej też kapiąca z góry ciepła woda.
Socjalizacja trwała jakoś ponad 2 tygodnie.


Standardowo podczas socjalizacji zarówno kot łazienkowy jak i rezydenci byli silnie zainteresowani “tym po drugiej stronie”.
Misio kilka razy wbiegł mi do łazienki między nogami, jednak nowa kocica nie zrobiła na nim większego wrażenia. Zignorował fakt nowego kota w domu tak samo jak zignorował Maję, kiedy pierwszego dnia po porodzie przyjechałam z nią do domu.

Pierwszy miesiąc razem
Dziewczyny z początku nie były zachwycone nowym przybyszem. Podchodziły nieufnie i z dystansem.
Młody kot z niesamowitymi pokładami energii, polujący na wszystko co się rusza i co się nie rusza kontra dwie kanapowe 6-letnie kotki, które od czasu do czasu mają ochotę na zabawę, ale raczej krótszą niż dłuższą. Nowy przybysz był dla nich za szybki i za bardzo zwariowany.

Z kolei Hedwiga - ciekawa świata, wszystko musiała obejrzeć, wszędzie wejść i wszystkiego spróbować.



Obie uczyłyśmy się siebie. Ona poznawała mój rytm dnia i upodobania. Pokazywała mi także czego nie akceptuje, a które granice mogę powoli rozszerzać.



Lęki
W azylu nie było ich widać, za to w domu już pierwszego dnia zauważyłam, że kicia czasem panikuje.
Uwielbia być miziana i brana na ręce, ale po krótkiej chwili dotkliwie gryzła i warczała. Tak bardzo zapętlała się w gryzieniu, że nie potrafiła przestać.
Kiedy się tak rzucała najważniejsze było… nie uciekać. Kotka po dłuższej chwili zapominała o stresie i można było zabrać rękę. Wyrywanie się tylko bardziej ją nakręcało, więc to nie było dobre rozwiązanie.

Jak każdy domowy kot Hedwiga szybko ogarnęła, że leżenie pośrodku wszystkiego jest najfajniejsze - czegokolwiek nie położyłabym na biurku, tam właśnie pojawiała się kotka.



Oczywiście nie wyciągałam rzeczy spod jej tyłka, bo to z pewnością by ją zdenerwowało, ale jak się okazało - sięganie po przedmioty leżące obok niej również z jakiegoś powodu ją stresowało. Atakowała wtedy bez uprzedzenia (uprzedzenie - mam tu na myśli sygnały, które często dają nam koty kiedy zaczynają się stresować).
Pieszczotliwie nazywałam ją wtedy tartakiem.


Spokój, miłość i konsekwencja
Właśnie to przyniosło pozytywne efekty.
Po pierwsze Hedwiga widziała, że nigdy nie jest karana za gryzienie. Jednocześnie nikt nie podchodził do niej z zaskoczenia ani od tyłu, nikt nie dotykał bez uprzedzenia. Idąc do niej zawsze zaczynałam od mówienia, dziewczyna bardzo szybko załapała jak się do niej zwracamy i zaczęła reagować. Zawsze zaczynałam od przywitania się z nią, bez wcześniejszego powąchania ręki nie lubiła być dotykana.
Kiedy wskakiwała na kolana konsekwentnie zdejmowałam ją gdy tylko zaczynała gryźć. Nauczyła się, że gdy już nie ma ochoty na mizianki, to wystarczy zejść. Coraz rzadziej gryzła, przestała także atakować kiedy brałam coś, co leżało obok niej.
Nadal jednak miała momenty, kiedy wpadała w panikę, łapała wtedy moją rękę w swoje łapki i gryzła głośno warcząc. Zaczęłam ją wtedy lekko przytulać, szeptać jej, że ją kochamy i że nie musi się bać, albo nucić coś spokojnego. I to był strzał w 10-tkę! Hedwiga uspokajała się i przestawała gryźć. Na początku zajmowało to chwilę, potem coraz szybciej udawało jej się odstresować.
Przez pierwsze miesiące po ustąpieniu ataków paniki uciekała, po pewnym czasie zaczęła… lizać moje ręce. Aktualnie robi to bardzo często również sama z siebie - po prostu wskakuje na kolana i zaczyna lizać.


Coraz częściej widzę ją wylegującą się brzuchem do góry. Na początku dotykanie brzucha było czymś zakazanym, aktualnie kotka pozwala na krótkie mizianie w tym miejscu.


Pozwala także na dotykanie jej bez wcześniejszego wąchania ręki, stała się wyraźnie bardziej zrelaksowana i otwarta na kontakt. Sama nadstawia się tam, gdzie w danym momencie chce być pogłaskana.
Kiedy śpi często przychodzę do niej i przytulam się twarzą do jej grzbietu. Nie boję się, że mnie ugryzie, zauważyłam że jest delikatna w kontakcie z buzią. Nawet kiedy w danym momencie gryzie mnie w rękę, bo się zestresuje, to wiem, że mogę jej ufać, gdy się przytulę. Przestaje wtedy gryźć rękę, bardzo często liże mnie wtedy w czoło.
Zapytacie kiedy się zorientowałam, że Hedwiga jest gotowa do przytulania się? To było dosyć proste - ja kocham swoje koty i bardzo często się do nich przytulam. W czasie pracy (pracowałam w domu) robiłam sobie przerwę i szłam np do Purki, żeby wtulić się w jej mięciutkie futerko. Purka zaczynała mruczeć, czasem dostawałam od niej buziaka i tak sobie leżałyśmy razem kilkanaście minut.
W pewnym momencie zauważyłam, że Hedwiga przychodzi razem ze mną, siada obok i obserwuje. Powtórzyło się to kilkukrotnie i właśnie wtedy zrozumiałam, że ona także chciałaby spróbować tulenia się. Nie pomyliłam się ;)



Widzę też dużą różnicę w jej zachowaniu w nocy. Od samego początku, jak tylko zakończyła socjalizację, śpi z nami w łóżku. Wybiera spanie w nogach, wcześniej gdzieś z boku, aktualnie idzie w takie miejsce, gdzie może się przytulić. Ja się w nocy bardzo kręcę, zmieniam pozycje setki razy. Na początku Hedwiga się tym stresowała, gryzła wtedy kołdrę, czasami powarkiwała. Nie reagowałam na to, w pewnym momencie zrozumiała, że nie ma się czego bać. Aktualnie ignoruje moje wiercenie się i to, że czasami ją trochę przesunę. Śpi ze mną do samego rana.

Nadal bardzo panikuje, kiedy zaczepi się o coś łapką. Bardzo często nie potrafi się sama odczepić - zazwyczaj nie ruszam jej przez jakiś czas dając jej szansę na samodzielne wyplątanie się.
Kiedy jednak zaczyna się miotać i warczeć przychodzę jej z pomocą. Na początku zawsze oznaczało to rany na rękach - gryzła z bezsilności.
Nadal nad tym pracujemy, ale już widzę, że stres jest dużo mniejszy, kiedy odczepiając jej zaplątaną łapkę przytrzymuję kotkę drugą ręką. Ostatnio podniosłam ją na kilka centymetrów ponad podłogę i udało się, że ani razu nie próbowała mnie dziabnąć.

“Już nigdy nie zaznasz głodu”
To jedna z rzeczy, którą usłyszała Hedwiga jadąc ze mną do domu. Powiedziałam jej wtedy wiele rzeczy, zarówno ważnych jak i totalnych głupot. Myślę że sam mój głos (który dobrze znała) pomógł jej się odstresować w trakcie jazdy.
Wracając jednak do jedzenia, o dziwo z chęcią zjadła BARF już pierwszego dnia (spodziewałam się długiego przestawiania ją na zdrowe żywienie - tak jak reszty stada). Pierwsze dni jadła sama w łazience. Potem dostawała karmę przy drzwiach (a po drugiej stronie jedli rezydenci).
Kiedy wyszła z łazienki jej początkowa fobia “jedzenia w osobności” wróciła, ale… tylko na chwilę. Bardzo szybko nauczyła się, że kiedy my coś jemy przy stole, to czasem częstujemy koty małym kęsem. Zaczęła się pojawiać koło stołu razem z pozostałymi kotami i chyba to pomogło jej przekonać się, że jedzenie w towarzystwie jest ok. Aktualnie wszystkie koty jedzą razem. Każde z nich ma osobny talerzyk, ale talerzyki stoją blisko siebie.

“Już tam nie wrócisz, jesteśmy teraz rodziną”
Tak naprawdę dopiero niedawno Hedwiga przestała uciekać przede mną kiedy wracałam z azylu. Jestem tam wolontariuszką, nie zamierzam z tego rezygnować. Wolontariat daje mi wiele dobrego.
Przez pierwsze pół roku Hedwiga chowała się, kiedy czuła zapach azylu. Unikała mnie i gryzła. Kiedy wychodziłam spod prysznica nadal była trochę nieufna, ale dość szybko jej to przechodziło.
Po pierwszym pół roku przestała się chować, ale nadal unikała mnie kiedy pachniałam fundacją.
Ostatnio zauważyłam, że przestała uciekać. Wita mnie w drzwiach z resztą kotów, czasem myje moje “śmierdzące azylem ręce” :D
Czuję, że bardzo nie chciała tam wracać, mimo że azylowe warunki są naprawdę dobre. Ale jednak dom to dom - własny człowiek, własna poduszka, inny rytm dnia. No i miłość. Noce spędzone razem, leniwe poranki, wspólne parzenie kawy, towarzyszenie przy codziennych obowiązkach oraz przyjemnościach. Wspólne pieczenie ciasta, ubieranie choinki; codzienne zabawy wędką. Wiadomo, że nawet najukochańsze ciotki w azylu nigdy nie zastąpią własnego domku.



Relacje Hedwiga - koty
Różne. Zależy z kim i kiedy.
Misiek jest z natury najbardziej otwarty. On kocha wszystkich, więc zaakceptowanie Hedwigi z jego strony nie było problemem.


Kiedy akurat ma ochotę, to ganiają się. Często jednak zdarza się tak, że Misiek nie ma ochoty na zabawę i drze się kiedy młoda na niego skacze.
Parę razy próbował ją umyć, ale Hedwiga jeszcze nie ogarnęła, że wspólne mycie może być fajne.
Purka na początku była nastawiona na młodą negatywnie. Nagle coś nowego pojawiło się na jej terenie. Dziewczyny jakoś to przepracowały, Purka zazwyczaj potrzebuje trochę więcej czasu na zaakceptowanie dużych zmian; ignoruje Hedwigę kiedy ta jest spokojna. Jak w młodą wstępuje duch zabawy, Purka szybko traci cierpliwość i fuka. Hedwiga w 99% przypadków wycofuje się.


Z Amayą to jest trudna miłość. Hedwiga czuje przed nią respekt i czasami omija ją szerokim łukiem. Parę razy dostała od niej z paputa. Ale jednocześnie dziewczyny często się razem bawią - biegają po mieszkaniu jak stado słoni.


Hedwiga póki co z żadnym z kotów się nie przytula (a jeśli tak, to jest to zupełny przypadek), ale nie ma problemu, żeby spać blisko innego kota.


Myślę, że z czasem może się to zmienić, młoda cały czas uczy się życia w grupie; idzie jej to coraz lepiej.

Relacje Hedwiga - człowiek
Rewelacyjne. Rozmawia, lubi się bawić, zaczepia.


Często pcha się na ręce i na kolana. Nawet jeśli nie ma ochoty na kontakt fizyczny, to lubi przebywać w tym samym pomieszczeniu co człowiek.



Jest ciekawska, lubi uczestniczyć w tym, co się akurat robi. Nie boi się psocić.


Wyraźnie pokazuje swoje granice i oczekuje, że zostaną one uszanowane. Nadal bardzo rzadko mruczy, ale i tak zdarza się to częściej niż na początku.
Myślę, że przed nami jeszcze sporo pracy z kotem, ale i tak jestem zadowolona z naszego wyniku po pierwszym roku. Jest lepiej niż się spodziewałam :)







24 komentarze:

  1. Śliczna jest ❤ miała szczęście, że trafiła ma Waszą rodzinę ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Miała szczęście :) Charakterna panna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Macie obie za sobą dużo pracy, gratuluję i podziwiam. Zapewnić zwierzakowi ciepło, miłość i poczucie bezpieczeństwa to jedno, a mało kto ma wiedzę, wyczucie i cierpliwość, żeby umieć przepracować jego problemy. Dobrze, że na siebie trafiłyście. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzruszający i piękny post. Taka Pańcia to skarb ,a kicia przy Was rozkwitła ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Hedwiga jest słodka. Bardzo się cieszę,że znalazła u Was cudowny dom :)
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowity wpis. Oby każdy kociak miał takie szczęście <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochany kotek! :) To takie niezauważalne na co dzień jak zmienia się nastawienie kota do różnych spraw w ciągu roku! Rok - dużo i niedużo czasu jednocześnie. Życzę Wam wszystkiego najlepszego na kolejne wspólne lata <3 Czytając po prostu czuję, jaką miłością darzysz tego kociaka :)
    P.S. mój kot też uwielbiał mi się kłaść na laptop albo po prostu na środek biurka - mogło być puste, to było jego miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Spokój, miłość i konsekwencja" - to zawsze przynosi dobre efekty w każdej dziedzinie... A u dzieci to już bardzo... no i jak widać u zwierząt. życzę powodzenia i podziwiam. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowna kocia istotka - cudownie, że ma dom i kochających człowieczaków obok :-) I jak do tego niewiasta jest fotogeniczna. Widać,że darzysz ją ogromnym ludzko-zwierzęcym uczuciem . Cudownie tu u Ciebie na blogu. Tak swojsko, pięknie i ludzko :-)
    pozdrawiam
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  10. Śliczna kociczka i cudowna historia!

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajne jest to, że podeszłaś do tej sprawy z cierpliwością widać, że opłaciło się to. Kotka przesliczna, taka nietypowa a jednocześnie w oczach ma taką lekką agresje :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Wspaniała historia, fajnie że mogliście ja przygarnac i dac jej dużo miłości :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zwierzęta po złych przeżyciach na początku są "dziwne", potem pięknie się obserwuje,jak stają się coraz szczęśliwsze :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Śliczny kociak. Widać, że dajecie jej całe swoje serducha!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Wspaniale, że tak o nią dbacie odkąd do Was trafiła. Oby takich ludzi jak Wy było więcej i oby więcej kotów miało takie szczęście jak Hedwiga. Imię zaczerpnięte z Harry'ego Pottera? :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ta historia jest cudowna. Masz rewelacyjne podejście do kotów i widać, że darzysz je uczuciem. Zrobiłaś naprawdę cudowną rzecz dla tej małej kici. Jestem pełna podziwu!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jest przesłodka! Wspaniała historia, Hedwinia miała bardzo dużo szczęścia, że trafiła do twojej rodzinki! Masz wspaniałe, wielkie serduszko. Mój Marian też warczy na inne koty podczas jedzenia, mimo że są wspólnotą już od ponad roku. Za to Grażynce muszę dawać jedzenie metr dalej, bo nie podejdzie do stadka nawet jeżeli jest dla niej miejsce. Ech, te łobuziaki :)
    Pozdrawiam ciepło ♡

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetne ubarwienie kota! Niesamowicie wygląda, muszę przyznać, że kot pierwsza klasa.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zwierzęta jak ludzie, mają różne charaktery. Niektóre potrzebują dużo czasu i cierpliwości, by obdarzyć kogoś zaufaniem. Przez mój rodzinny dom przewinęło się sporo psów i kotów, ale i tak nieraz nie mogę się nadziwić,jakie złożone i zróżnicowane mają osobowości.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ciekawa i wzruszająca historia. Rok czasu spowodował bardzo duży progres - i w zachowaniu i w relacji człowiekiem. Ogólnie Hedwiga to mega farciara, że tak dobrze trafiła ;-)

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. Śliczny kotek :) ma piękne barwy :) Niszczarki biurowe pozdrawiają ;)

    OdpowiedzUsuń

Instagram